Oscary powiedziały mi, że ciągle mają duszę, i chyba im wierzę
"Struś powiedział mi, że świat nie istnieje i chyba mu wierzę" to jeden z najbardziej przykuwających uwagę tytułów na tegorocznej gali Oscarowej. Jest też jednym z najbardziej amatorskich
"Struś powiedział mi, że świat nie istnieje i chyba mu wierzę" to jeden z najbardziej przykuwających uwagę tytułów na tegorocznej gali oscarowej. Jest też jednym z najbardziej amatorskich projektów, które dostały się na listę wybrańców amerykańskiego gremium. Powinniśmy się cieszyć, bo historia strusia, który mówi nam, że świat nie jest prawdziwy, stanowi refleksję o nas samych – na kapitalistyczne społeczeństwo, w którym mamy coraz mniej miejsca na własną indywidualność.
Lachlan Pendragon jest 26-letnim australijskim studentem szkoły filmowej, w której to powstało jego najnowsze dzieło. Słowa "dzieło" można użyć niezależnie od końcowej oceny, bo historia strusia to o wiele więcej niż film. Pendragon sam wykonał makiety i lalki, aby podczas kręcenia filmu samodzielnie poruszać nimi i nagrywać sceny niczym w teatrze kukiełkowym (a przy tym dubbingując głównego bohatera!). Jest to jedna z najstarszych technik filmowych – animacja poklatkowa. "Struś powiedział mi, że świat nie istnieje i chyba mu wierzę" wygląda bardzo podobnie do filmów z serii "Wallace i Gromit", a sam Pendragon przyznał w wywiadzie dla "The Wrap", że czerpał inspirację z tejże produkcji. Jednak moim zdaniem, o wiele bardziej płodnym kursem badawczym byłaby twórczość Charliego Kaufmana, na czele z "Anomalisą".
"Struś powiedział mi, że świat nie istnieje i chyba mu wierzę" jest postmodernistyczną krytyką dzisiejszego świata, która naśmiewa się z pracy biurowej w dziale sprzedaży tosterów. Jest to rzeczywistość, w której każdy sprzedawca zostaje pozbawiony własnej osobowości, by natarczywie dzwonić do klientów, także traktowanych wyłącznie jako zbiór potencjalnych nabywców produktów. Główny bohater zaczyna kwestionować otaczającą go rzeczywistość, a na trop naprowadza go tytułowy towarzysz.
Struś jest największym wyróżnikiem australijskiego dzieła i bez niego film byłby niepełny. Można powiedzieć, że ta zwierzęca postać unosi na swoich barkach (skrzydłach?) całą historię i ma wykład w końcowy efekt prawie tak ważki, co sam Lachlan Pendragon.
"Struś powiedział mi, że świat nie istnieje i chyba mu wierzę" jest idealnym tropem dla fanów disneyowskiego "Serca w rozterce". Także tutaj mamy ukazaną walkę pomiędzy naszym sercem, a biurowym pragmatyzmem i szarą codziennością. Być może codzienności branży filmowej daleko do szarej, ale także tam obecność strusia przypomina, że w naszym życiu najważniejsza powinna być pasja. Wielki sukces Lachlana Pendragona może być nie tylko drogowskazem życiowym, ale również przemawiać do innych twórców, by wziąć kukiełki w swoje ręce i nagrać własne dzieło.