Mój "borze" - ten film jest taki PRAWDZIWY. Niech was nie zwiodą zabawne teksty czy humor sytuacyjny. Gra aktorów to po prostu MISTRZOSTWO. Ich emocje i uczucia są najbardziej prawdziwe ze wszystkich filmów tego typu jakie widziałem. Mężczyzna spotyka kobietę. Ale w jakim stylu z nią flirtuje. Jak elegancko, bez presji, stopniowo wprowadza ją w swój świat. Jak ona otwiera się przed nim. Jak oboje boją się zranienia, ale wiedzą w każdym momencie, na każdym etapie relacji, że trzeba zrobić to co jest właściwe. "Just do the right thing. There is always a time to do the right thing!".
Gdy porównamy tę historię do aktualnych produkcji.. widzimy jak na dłoni, jakie są powierzchowne, płytkie, bez polotu. Jak dzisiejsze w znakomitej większości relacje międzyludzkie. Żal. Gdybym był wierzącym, modliłbym się o taką miłość jaką zagrali Mel i Helen. Miejmy nadzieję że jeszcze istnieje.
Widziałam film 18 lat temu, chyba 5-6 razy, i dzisiaj postanowiłam odświeżyć przypomniawszy sobie o przesłodkiej aktorce, która wspaniale zagrała córkę Nicka :D ah to jej seplenienie! :D
I tak, istnieje taka miłość idź w stronę wody ;P