"Dystans" jest zamierzoną parodią "Stalkera". Reżyser do tego stopnia chciał być wierny dziełu, które wyśmiewa, że nagrał film po rosyjsku (z domieszką japońskiego ;)). Jak to zrobić dysponując jedynie hiszpańskojęzycznymi aktorami? Wystarczy uczynić postaci telepatami, a później udźwiękowić ich myśli przy pomocy rosyjskich lektorów. Budżet na tym nie ucierpiał, bo głos wszystkich karłów zdaje się grać jedna osoba, a rola mikrofonu na planie została znacznie zmniejszona co uprościło kręcenie.
"Dystans" to pełnokrwisty film surrealistyczny. Niewiele rzeczy ma tu seans, ale szybko zdajemy sobie sprawę, że takowego nie potrzebujemy. Ważne, iż została zachowana pewna linia fabularna. Zaś satysfakcję z oglądania zapewniają olbrzymie pokłady humoru. Może nie zawsze jest on wysokich lotów (żarty z masturbacji) ale na ogół bawi.
Strzałem w dziesiątkę było też okrojenie metrażu do 80 minut. To troszkę bezczelna sugestia dla "slow cinema" (wasze filmy są za długie!), ale też idealny sposób by takie kino nie zmęczyło.
Polecam. Tylko pamiętajcie: bohaterowie muszą zdobyć dystans, a wy powinniście go mieć już przed wejściem do sali kinowej.
Właśnie wróciłem z kina, DOSKONAŁY obraz :D
Jakie było to słowo jakie on powiedział po masturbacji? To było coś na P... :D